Buldogi na dywanie

W kampanii prezydenckiej zaczyna się dziać. Co zaskakujące – najbardziej w kampanii urzędującego prezydenta, choć w niewielkiej mierze za sprawą jego własnych działań.

Obok samej kampanii ostateczne wskazania wyborców na Andrzeja Dudę w bardzo dużym stopniu zależne są od popularności partii władzy i rządu, na poczynania których, jak wiemy od lat, prezydent żadnego wpływu nie ma, a dość często dowiaduje się o nich z mediów.

A tu zaczynają się problemy. Już po wyborach parlamentarnych można było zaobserwować rozluźnienie dyscypliny w obozie Zjednoczonej Prawicy. Po serii pomniejszych incydentów nastąpił kryzys związany z Marianem Banasiem, który trwa do dziś i na który mimo zapewnień Mateusza Morawieckiego rządzący nie mają planu A, B i C.

Postępowanie w tej sprawie mocno przypomina „reformowanie sądów” – zlepek przypadkowych pomysłów, brak planu, szukanie ad hoc pomysłów na nowelizowanie prawa, żeby zdjąć z prezesa NIK ochronę, na wywieranie nacisków czy próbę zastraszenia, jak to miało miejsce w ubiegły czwartek, gdy nastąpiły przeszukania mieszkań samego Banasia, jego syna, funkcjonariusze wkroczyli także (z przeszkodami) do NIK.

Jaki sens śledczy mają te przeszukania dziś, miesiące po doniesieniach o nieprawidłowościach? Żaden. Banaś musiałby być mocno niesprawny umysłowo, żeby obciążające dokumenty trzymać we własnym biurku. Nic na taką niesprawność nie wskazuje. W tym samym dniu, kiedy agenci negocjowali wejście i przeszukanie gabinetu prezesa, kontrolerzy tegoż NIK weszli do Prokuratury Krajowej. Banaś pokazał po raz kolejny, że łatwo nie będzie.

Wszystko to działo się w dniu inauguracji kampanii Andrzeja Dudy, czego opinia publiczna mogła nie zauważyć, zajęta dociekaniem, kto do kogo i na jaką kontrolę wszedł, na dodatek tego samego dnia zatrzymano byłego agenta i celebrytę Tomasza Kaczmarka, dziś opowiadającego o swojej pracy w śledztwach, m.in. o głośnej sprawie willi Kwaśniewskich w Kazimierzu Dolnym.

Zwolennicy wiary w nieprzemijalny geniusz zagrywek prezesa PiS wiążą zatrzymania i rewizje z chęcią „przykrycia” dyskusji o geście Lichockiej (ponoć niedoszłej rzeczniczki sztabu Dudy). Jeśli taki był plan, to geniusz zawiódł, bo jedyne, co zostało „przykryte”, to wyruszenie „dudabusu” i inauguracja kampanii. No może poza informacją, że nie Beata Szydło, a nieznana dotąd bliżej Jolanta Turczynowicz-Kieryłło została szefową sztabu, oraz jej kuriozalnym przekazem do nas wszystkich, że „dowolność korzystania z wolności słowa może prowadzić do zagrożeń, nawet do zagrożeń, które są ważne z perspektywy państwa”.

Startowy wizerunek nowego kampanijnego substytutu pierwszej damy uzupełnia informacja „Gazety Wyborczej” o łamaniu przez nią ordynacyjnej „ciszy” w wyborach samorządowych i zażartej walce z interweniującym w tej sprawie mieszkańcem Milanówka, co się skończyło pogryzieniem

Widzieliśmy w ostatnim tygodniu obraz kompletnego chaosu i bałaganu w poczynaniach rządzących i faktycznego falstartu kampanii Dudy. Monolit pisowski i koordynacja działań z Nowogrodzkiej przechodzą do przeszłości. Początki tego zjawiska to sprawa Adama Glapińskiego i KNF. Banaś objął chronioną konstytucyjnie funkcję prezesa NIK i z tej ochrony bardzo konsekwentnie korzysta, równocześnie umacniając pozycję kontrolami w instytucjach państwowych, które z pewnością dadzą mu mnóstwo kart przetargowych do rozmowy z wieloma politykami układu rządzącego.

Rugana przez Jarosława Kaczyńskiego posłanka Lichocka wyraźnie z nim dyskutowała – to chyba pierwsza taka scena od lat, kiedy reprymenda prezesa spotyka się z rekcją inną niż pokorne pochylenie głowy. A żona zatrzymanego Kaczmarka zapowiada ujawnienie nagrań, które zapewne kompromitują jego byłych przyjaciół stojących dziś na czele służb.

Walki buldogów wyraźnie przeniosły się spod dywanu na środek salonu. Każda z frakcji działa już samodzielnie, gdzieś przepadł strach i posłuszeństwo Kaczyńskiemu, który do tej pory chętnie przyjmował rolę rozsądzającego spory frakcyjne. Dziś nikt go o to nie prosi. Przykłady Glapińskiego i Banasia są zaraźliwe.

W tym wszystkim jest Andrzej Duda, który własnej frakcji nie ma, a przez te istniejące dosyć zgodnie jest traktowany niezbyt poważnie, jako zło konieczne. A to kandydat PiS na prezydenta będzie przez najbliższe tygodnie konsumował efekty chaosu.