Gdzie jest państwo?
Kiedy płonie Biebrzański Park Narodowy, jego dyrekcja zbiera pieniądze na tłumice do ręcznego gaszenia pożaru, przenośne motopompy, paliwo do wozów strażackich, a lokalni działacze zbierają żywność dla walczących z żywiołem strażaków.
Polacy szyją maseczki, produkują na drukarkach 3D przyłbice dla personelu medycznego i przekazują je jako darowiznę lub finansują tę produkcję ze zbiórek publicznych.
Polacy zrzucają się na zakup niezbędnego sprzętu za granicą. Polacy dostarczają do szpitali posiłki dla lekarzy i pielęgniarek.
Zapewne podobnie jak ja dostajesz, Czytelniku, od początku epidemii informacje i prośby o uczestnictwo w przeróżnych zbiórkach i akcjach związanych ze wsparciem działań, które w normalnych krajach są domeną państwa, finansowane z podatków.
Takie informacje budzą we mnie sprzeczne uczucia – dumy z rodaków, którzy potrafią się organizować i mimo kryzysu hojnie wspierać (na walkę z pożarem parku narodowego zebrano 1,2 mln zł), ale zaraz potem przychodzi złość i pytanie: gdzie do diabła jest państwo, państwo zasilane naszymi daninami, państwo „bez luki vatowskiej”? Państwa, które lekką ręką wydaje 2 mld zł na propagandę telewizyjną, raptem nie stać na paliwo i sprzęt gaśniczy? Na zapewnienie szpitalom środków ochrony i testów?
Po co nam telewizyjna bajka o „zrównoważonym budżecie” w państwie, które nie jest w stanie udźwignąć finansowo swojego podstawowego zadania, jakim jest ochrona życia i zdrowia obywateli?
To państwo jednocześnie dyskretnie (bo nie informując), ale spektakularnie (bo skala i tempo niespotykane) w ciągu dwóch tygodni kwietnia zwiększyło nasz dług o wartość 3 proc. PKB, emitując obligacje o wartości 78 mld zł. Operacja wyglądała następująco: minister finansów wyemitował, (państwowy) Bank Gospodarstwa Krajowego kupił, żeby natychmiast sprzedać Narodowemu Bankowi Polskiemu – pożyczka odbyła się poza rynkiem, bez przetargu. Finansowanie długu przez NBP nie oznacza tylko przekładania „z kieszeni do kieszeni” pieniędzy, których zdaniem prezesa Glapińskiego „mamy bardzo dużo”. Obligacje trzeba będzie wykupić. Tegoroczny budżet to 435 mld zł, zakładając optymistycznie, że za dwa lata (kiedy będzie termin wykupu) budżet będzie podobny – prawie jedna piąta rocznych przychodów państwa pójdzie na spłatę tego długu. Biorąc pod uwagę, że 80 proc. budżetu stanowią wydatki stałe, regulowane innymi ustawami – budżet 2022 został domknięty w kwietniu 2020.
Oczywiście, ten czy następne rządy będą używały instrumentów finansowych pozwalających, by do tego nie doszło – choćby emitując nowe obligacje na spłatę starych. Ale dług od tego nie zmaleje, każda taka operacja będzie go zwiększać. Wiara w to, że w ciągu dwóch lat nadejdzie wzrost PKB i dochodów do rozmiarów pozwalających na gładką spłatę kwietniowych zobowiązań, jest kompromitująca dla wierzących.
Zatem jest gdzieś państwo i istnieje – przejawem jego działalności w dobie kryzysu jest rekordowe zadłużanie i obietnice prezydenta, który prze za wszelką cenę do reelekcji i utrzymania niepodzielnej władzy desygnującej go partii. Państwo istnieje w swojej telewizji za 2 mld zł, gdzie w porze orędzia marszałka Senatu pojawia się rumiana buźka kandydata partii rządzącej. Państwo PiS znajduje środki na wynagrodzenia ekstra dla listonoszy, którzy mają realizować atrapę wyborów. Nie znajduje tych środków na służbę zdrowia czy straż pożarną. Tylko czy takie państwo, służące za nasze wspólne pieniądze jedynie interesom partyjnych tłustych misiów, ich krewnych i znajomych, jest Polakom potrzebne?
Komentarze
Gupie pytanie- Państwo ma ważniejsze problemy niż jakieś bagniska. Wybranie pana Adriana na ten przykład, do dalszego podpisywania.
Panie redaktorze doskonały artykuł pan napisał i każde zdanie, jak to się mówi „trafione w punkt”. Obecna władza jest wysoce obłudna, a jej przekaz do własnego elektoratu ma najczęściej charakter kłamliwej propagandy i dlatego należy demaskować te perfidne manipulacje, co artykuł doskonale je ujawnia. Dziękuję za ten artykuł i proszę o więcej.
Skonfrontujmy dwa obrazy. Jeden realny, przedstawiający walczące o przeżycie społeczeństwo, które musi radzić sobie z „systemem – durszlakiem” pełnym dziur – braków: pielęgniarek, lekarzy, ratowników, możliwości połączenia telefonicznego z właściwymi służbami, karetek, testów, procedur, środków zabezpieczeń, systemu koordynacji, zapewnienia bezpieczeństwa bezbronnym pacjentom DPS’ów, systemu pomocy upadającym przedsiębiorcom i nie w pełni wiadomo czego jeszcze i jakoś się w tym znaleźć. Drugi telewizyjno-czerwono-paskowy opowiadający o odklejonym od realiów świecie zadowolonych z siebie „misiów-pis’iów”, skupionych na znalezieniu metody jak tu przepchnąć, przepchnąć, przepchnąć … lubiącego siebie w swojej funkcji kolegę. To mi przypomina koniec sierpnia 1980 i przemawiającego w telewizji po raz ostatni Edwarda Gierka. On też nie zdawał sobie jeszcze wtedy sprawy, będąc od dekady głównym bohaterem małego ekranu, że tym razem bredząc o konieczności obrony polskiej racji stanu, już jest poza nią. Czasem mentalnie tkwimy jeszcze w rzeczywistości, której już nie ma, bo historia jest od nas szybsza. Mam nadzieję, że przemiana już po woli nadchodzi, tylko dopiero za chwilę, o tym usłyszymy.
Bardzo dobry artykuł.
I pytanie czy coś takiego może dotrzeć do tych głąbów z PISu.
Chyba nie.
Należy mocno działać, aby polski rząd wprowadził stan wyjątkowy. Następnie poskarżyć się w UE. Nastąpi zmasowany atak z Brukseli i Strasburga pod pretekstem dyktatury PIS. Łamania konstytucji, łamania demokracji, ograniczanie swobód obywatelskich, swobody wypowiedzi, itp., itd. TAKI PLAN
Oprócz wszelkich tarcz i deklaracji werbalnych polityków i przyjaznych im mediów w sprawie ochrony przedsiębiorców, bardzo ciekawym, adekwatnym do sprawy wątkiem, jest obecnie w dobie pandemii, współpraca zdalna z wszelkiego rodzaju urzędami.
Trzeba pamiętać, że urzędy należą także do tego niedofinansowanego, zbiedniałego sektora. Obecnie większość urzędników pracuje zdalnie, od czasu do czasu odwiedzając miejsce pracy. Rzadko który posiada służbowy telefon, z komputerami i laptopami jest chyba podobnie. Przedsiębiorca – petent potrzebujący jakiegoś uzgodnienia instytucjonalnego, aby móc skończyć swe dzieło i rozliczyć się z klientem, wrzuca swą sprawę w otchłań Internetu (teoretycznie nawet na czasem wskazany w urzędzie adres) i przestaje mieć nad sprawą jakąkolwiek kontrolę. Urząd nie potwierdza przyjęcia wniosku, opracowujący go urzędnik nie dysponuje telefonem, aby coś dało się skonsultować, a o połączeniu audio można sobie pomarzyć. Jednym słowem załatwianie sprawy przypomina „skok w głęboką, czarną wodę” – czy się wypłynie i jak – nie wiadomo. Niestety od tych wielu urzędniczo formalnych zgód i ustaleń zależy los wielu przedsiębiorstw i pracowników nie rozliczanych miesięcznie przez budżet, ale zdobywających swe wynagrodzenie przez sprzedaż swych produktów.
Ze względu na zastraszanie urzędników mnogością kontroli, konsekwencjami błędów w decyzjach i postanowieniach, nie wspominając o ewentualnych podejrzeniach o wątki korupcyjne, współpraca z państwową biurokracją zawsze jest trudna. W przypadku zdalnej pracy pandemicznej, trudności i terminy przesuwają się wykładniczo, a klienta interesuje tylko uwiarygodnione w rzeczywistości dzieło i tylko za takie zapłaci.
Odpowiedź na pytanie postawione na końcu wydaje się jasna: nie jest potrzebne. Tyle, że wcześniej, czyli w przypadku innych klęsk żywiołowych ludzie też musieli w dużym stopniu liczyć na siebie. Może po prostu tak u nas jest, że tzw. klasa polityczna sprawdza się tylko w czasach pokoju. Wszelkie problemy ich przerastają. I chyba dotyczy to wszystkich partii.
Wiem, że obecna sytuacja jest inna. Podczas „powodzi tysiąclecia” czy też kryzysu finansowego kraj funkcjonował. Teraz w dużej części stoi. I nie wiadomo do kiedy tak będzie. Ale to nie usprawiedliwia, tego co robi rząd, a właściwie czego nie robi.
W tej szczególnej sytuacji potwierdza się, że model rządzenia przyjęty przez PIS jest do niczego. Że rządzenie z „tylnego fotela”, to najgorsze co nas spotkało. I co gorsza nie widać szans na poprawę. Przecież panowie Duda, Morawiecki i reszta nagle nie zdobędą się na niepodległość wobec „szeregowego posła”. Opozycja jest jaka jest. A społeczeństwo jak na razie wyraża swój bunt poprzez memy na FB.
Już chyba nikt nie wie, łącznie z samą Małgorzatą Kidawą-Błońską, czy kandydatka Koalicji Obywatelskiej bojkotuje wybory i czy prowadzi kampanię wyborczą
„Tak więc jestem pachołkiem Brukseli, kocham globalizm, nienawidzę idei suwerenności Polski, sprzeciwiam się tradycji, patriotyzmowi i religii chrześcijańskiej, chciałbym nad Wisłą wprowadzić marksizm-lesbianizm w takt LGBT, a więc odwracam uwagę wszystkich od siebie krzycząc: „Pożar!”. Synonimem tego słowa jest w tej chwili „ruska onuca”. Syf spada na Antoniego Macierewicza, na mnie, na Państwa. A faktyczni złoczyńcy pozostają bezkarni”
@Jacek, NH
„A faktyczni złoczyńcy pozostają bezkarni”
Zgadza sie. Winnym jest rowniez Jacek NH, bo ten nierzad wspiera.
„Należy pamiętać, że 6 sierpnia br. kończy się kadencja obecnie urzędującego prezydenta RP. Jeżeli do tego czasu nie przeprowadzimy wyborów, to nie zachowamy konstytucyjnej zasady ciągłości władzy państwowej. Oznacza to, że od 7 sierpnia nie będzie mogła być podpisana żadna ustawa, czyli nastąpi paraliż państwa”
Gdzie jest państwo? „Państwo jest z kartonu”. Państwo to ja, uważa Naczelnik IV RP. Państwo to MY uważają banksterzy. Państwo to draństwo uważają drobni przedsiębiorcy.. Państwo to oszukaństwo uważają emeryci. Tak wygląda państwo polskie po spapranej transformacji .