Rocznica wyborów prezydenckich

W codziennym pędzie zdarzeń, afer i zmiennych sondaży rzadko mamy czas zastanowić się, jak i kiedy coś się stało. Przeważnie daty takie ustalają historycy z jakiejś perspektywy, dlatego łatwiej dyskutować o setnej rocznicy jakiegoś wydarzenia niż o rocznicy np. piątej.

A właśnie mamy piątą rocznicę wyboru Andrzeja Dudy na prezydenta. Wyboru zaskakującego – kandydata, w którego nie wierzyła nawet wystawiająca go partia. Sam w sobie ten wybór może wielkiego znaczenia nie miał – ani pozycja prezydenta w polskim systemie politycznym nie jest dominująca, ani sam Duda ze swoim brakiem osobowości i charakteru nie wywiera jakiegoś wartego odnotowania w podręcznikach historii wpływu na polską rzeczywistość.

Jednak jest to data przełomowa – to początek przejmowania państwa przez PiS i stopniowej dekonstrukcji jego struktur konstytucyjnych. Fakt, że wybór Dudy nie był przełomem sam w sobie, a jedynie kamykiem zwiastującym lawinę, nie zmienia wielkiego znaczenia tej daty i tego wyboru.

Oczywiście można i warto się spierać, czy ważniejszymi momentami nie była afera podsłuchowa – operacja budująca przyszłe zwycięstwa PiS, czy głosowanie nad Trybunałem Stanu dla Zbigniewa Ziobry – świadectwo, że polska demokracja nie potrafi się bronić i karać występków złej władzy. Upierałbym się jednak przy 24 maja – bo wtedy, na glebie przygotowanej przez brak konsekwencji poprzedniej ekipy i wspieraną przez Putina operację podsłuchową, Polacy rozpoczęli swoimi wyborczymi decyzjami marsz ku monopartyjnej władzy formacji Kaczyńskiego.

Kilka miesięcy po maju PiS wygrał wybory parlamentarne, uzyskując samodzielną większość w obu izbach, i szybko udowodnił, że apetyt na władzę nie ma żadnych ograniczeń.

Skupienie władzy i decyzyjności Sejmu, Senatu i prezydenta w ręku jednego człowieka – prezesa PiS – pozwoliło na odłożenie konstytucji i zasad na najniższą półkę i przejmowanie kolejnych obszarów, w tym likwidowanie niezależności władzy sądowniczej.

PiS przejął Trybunał Konstytucyjny, NIK, Trybunał Stanu – nie siląc się nawet na pozory szanowania apolityczności tych ciał. Dziś walka toczy się o Sąd Najwyższy i fotel pierwszego prezesa. Za chwilę zapewne rozpocznie się wojna o stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich (kadencja Adama Bodnara kończy się we wrześniu).

Lawina nieco zwolniła, z pewnością brak pełnego sukcesu w wyborach samorządowych i opozycyjna większość w Senacie po wyborach 2019 zaburzyła realizację pomysłów Kaczyńskiego.

W dyskusjach często podkreśla się merytoryczną słabość nominatów PiS. Cóż z jednak z tego? Przyłębska, Muszyński w Trybunale Konstytucyjnym, Zaradkiewicz wysłany z misją specjalną do Sądu Najwyższego czy sam Andrzej Duda, którego dokładnie opisaliśmy z Tomaszem Piątkiem w „Dudzie i jego tajemnicach” – oni właśnie tacy mają być. Bez własnego autorytetu, bez osobowości, ze swoimi tolerowanymi małymi, szemranymi interesami – kamyki w lawinie, posłuszni jej biegowi.

Kiedy piszę te słowa, nie wiemy, kiedy i na jakich zasadach odbędą się wybory prezydenckie. Doświadczenie poprzednich powinno nas nauczyć, że mają one większe znaczenie niż sama pozycja prezydenta w Polsce. Mają wielkie znaczenie, jeśli spojrzymy z perspektywy systemu konstytucyjnego – można wybrać ponownie Andrzeja Dudę, człowieka, którego własna partia nie szanuje i ogrywa jak chce (żeby daleko nie szukać – ponowna prezesura Jacka Kurskiego w TVP), a on pozostaje wiernym wykonawcą poleceń, lub wskazać kandydata, który we współpracy z Senatem będzie hamował niszczenie państwa.

Powinniśmy pamiętać o 24 maja jako dacie przełomowej i o tym, że przed nami okazja na równie ważne zwroty – tym razem w dobrym kierunku.